Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dliwym. Uśmiech był na niej rzadkim bardzo gościem. Pomimo podróży, panna Alfonsyna ubrana była z jakimś niesmacznym wykwintem i okryta mnóstwem klejnocików i błyskotek.
Znać w nich było najpierwszych mistrzów Europy, każda rzecz pojedyńczo wzięta mogła być śliczna, ale nagromadzenie ich było prawie śmieszne. Tak samo strój, od najlepszych modniarek odeskich, i ułożony był, i dobrany bez smaku. Panna Alfonsyna widocznie potrzebowała nawet w drodze okazywać, że jest miljonową dziedziczką. Mnóstwo pudełeczek, skrzyneczek, woreczków, flakonów, poduszeczek, płaszczyków, szkatułek i torb zaczęto znosić i zarzucono niemi wszystkie stoły i krzesła. Służba niespokojna krzątała się i biegała, gdyż panna Zwolska rozgłosiła, że hrabianka czuła się zmęczoną i chorą. Chodzono na palcach i szeptano pocichu. Hrabia, widząc się chwilowo niepotrzebnym, wymknął się właśnie dla oglądu miejscowości. Miano herbatę podawać, gdy rozpromieniony powrócił.
— Alfoniu! kochanie moje, — zawołał od progu — wystaw sobie...
— Niech pan hrabia mówi ciszej, panienkę głowa boli — przestrzegła miss Burglife.
Hrabia natychmiast głos zniżył.
— Wystaw sobie, na kogo ja tu trafiłem! Wszak tu rezyduje ksiądz sufragan, z książąt Brańskich, najmłodszy brat szambelana Norberta, mój... nasz krewny, a dobry rodziny naszej przyjaciel. Nie mogłem się wstrzymać i pobiegłem do niego: popłakaliśmy się, jak bobry. Stary prosi, abyśmy się jaki dzień zatrzymali w miasteczku; jutro tu odpust wielki i nabożeństwo, a podobno ktoś i z Brańska przyjedzie. Jabym ich tak widzieć pragnął!
Miss Burglife ruszyła ramionami, a panna Alfonsyna spojrzała na ojca z widocznem niezadowoleniem.
— Pan hrabia nie widzi chyba, — odezwała się Angielka połamanym językiem — jak my tu stoimy. Przenocować z biedy będzie można, chociaż się lękam,