Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tazją paladyna, gdziekolwiek o wojnie poczciwej zasłyszał, szczególniej przeciwko wszystkim niewiernym, uważał to bowiem za obowiązek. Ktokolwiek na Turka szedł, nasz kawaler maltański śpieszył mu w pomoc jako ochotnik, dostawał blizny i kule, ordery, spoczywał nieco, potem na głos trąby zrywał się i szedł znowu. Reumatyzmy nareszcie, podagra dziedziczna, wiek, bo miał już lat siedemdziesiąt, osadziły go w Brańsku. A że dostawał pensje różne, przywiązywane do krzyżów i wysłużone w boju, choć go niezawsze dochodziło, co mu od rodziny należało, niewiele potrzebując, mając chleb i mieszkanie bezpłatne, wcale na swe położenie nie narzekał. Nie można powiedzieć, ażeby książę generał odrodził się od swoich, żył w nim ten duch, który w nich mieszkał; wałęsanie się jednak po świecie, czasy i obyczaje, wśród których żyć był zmuszony, wpłynęły na wyrobienie z tego materjału specyficznie różnej a osobliwej jednostki. Był to książę Brański, ale sui generis. Najprzód co do powierzchowności różnił się żołnierską fizjognomją od braci i synowca nawet; bo ten, choć służył wojskowo, mało z munduru wyniósł, a codzień mniej podobny był do wesołego rotmistrza huzarów. Książę szambelan pocichu skarżył się nawet księciu sufraganowi, iż Hugon nabrał maniery zbyt obozowej, że go stajnią często czuć było. Obok tej rubaszności żołnierza, zostało w nim wiele szlachcica i magnata. Nie zapominał nigdy, iż był napół zakonnikiem, z bezprzykładną regularnością odprawiał po łacinie officia swoje, obchodził uroczystości i posty. W mowie wyrwało mu się czasem coś wcale nie ortodoksyjnego, w życiu, jak powiadano, były wybryki bardzo głośne i śmiałe, ale reguły nie nadwerężył i zewnętrzne formy szanował skrupulatnie. Rozweselony pozwalał sobie żarcików, które istotnie jeśli nie stajnią, to namiotem żołnierskim trąciły — nazajutrz wszakże sam się kajał i wstydził krewkości swojej. Wiek powoli dość żywy temperament stępił i przygasił, błyski dawniejsze stawały się coraz