Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko do góry nogami! — ruszył ramionami generał — koniec świata! koniec świata!
— To pewna, — szepnął bernardyn — że z apokalipsy i ze wszystkich przepowiedni, ze wszech znaków, przyjście antychrysta bliskie.
Antychrystem tym wszystkim usta zamknął: spojrzeli po sobie i nikt się nie sprzeciwił.
— Gdyby co weselszego udało się wprowadzić w rozmowę — szepnęła księżniczka, mrugając na brata.
Książę Robert ramionami ruszył. Nastąpiło milczenie. Szambelan dopiero teraz, obwodząc oczyma po stole, baczniej począł się wpatrywać w mecenasa. Instynktowo jakoś i twarz ta, i jej wyraz mu się nie podobały. Obcy ten żywioł nie dawał mu ze zwykłą swobodą nacieszyć się rodziną i domownikami, gościnność wszakże znieść go, a nawet przyjąć mile nakazywała. Obowiązkom jej nigdy książę nie chybił. Nie zdawał sobie tylko dobrze sprawy, co to był za jeden i poco się tu niespodzianie zjawił. Skinął na syna, który natychmiast ku ojcu pośpieszył. Poczęła się żywa na ucho rozmowa.
Mon cher, cóż to za jeden ten Hart... jakże Hart-burg, Hart-berg, czy jak tam? Mecenas? cóż to, interes znowu jaki?
— Tak jest, kochany ojcze, przyjechał z interesem, który jutro załatwimy, — rzekł syn — grzeczność sama kazała go tu zaprosić.
— A bardzo dobrze, — rzekł stary książę — nic nie mam przeciwko temu. Czy szlachcic? — dodał na ucho.
— Tego to prawdziwie nie wiem, — odparł książę Robert — ale sądzę... zdaje mi się, że to stara szlachta pruska... Hartknoch. Jeden tego imienia napisał kronikę.
— Ano! chwała Bogu, jest wiele starożytnej szlachty w Prusach! Hilzen, ale nie! Hilzen pisał o Inflantach, a inny jakiś o Prusach — szambelan potarł