Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poszła za księcia przez rozsądek, a on ożenił się przez szacunek. Takie małżeństwa są zawsze najbezpieczniejsze, z miłością zaś, jak z zapałkami w kieszeni... niech ją!
Gozdowski uśmiechnął się z tego trafnego porównania amfitrjona.
— Ale proszę acana dobrodzieja, — mówił hrabia — cóż tedy więcej, co więcej? jak żyją? co robią?
— Żyją w dworku pod Lublinem, który jednak, choć stary, księżniczka potrafiła tak upiększyć, tak ubrać, że tam ludzie się schodzą przyglądać, jak na dziwowisko. Ogródek cacko. Z pałacu naturalnie zostało wiele rzeczy, a że Brańsk nabył Garbowski, zabrali, co chcieli. Było aż nadto czem pokoiki ubrać, a smaku im nie brak. Generał ma wielki pokój do ogrodu i swego służącego, który go nie odstępuje. Księżniczka stoi we dwóch pokojach obok, aby w razie potrzeby mogła dobiec do niego; książę Robert z drugiej strony od ogrodu; od ulicy są dwa pokoje bawialne. Życie nadzwyczaj skromne, a na nich doprawdy, po tych dawnych wygodach i nazwyczajeniu do zbytku, ani znać, że wielu rzeczy wyrzekać się muszą. Księżniczka Stella chodzi czarno, a piękniejsza jest, niż kiedykolwiek była, książę Robert, jako żołnierz, nawykł się obchodzić małem. Jedyne ich towarzystwo młody Garbowski albo kto ze starych wiejskich przyjaciół.
Hrabia kiwał głową nad pieczystem... tak go to opowiadanie przejmowało. W milczeniu nalał kieliszek szampańskiego wina Gozdowskiemu, a drugi sobie, trącili się i posmakowali. Rozmowa na chwilę była boleścią nad losem książąt przerwana.
— Mój Boże, takie piękne dobra! — wtrącił Mościński. — Co to tam przy skrzętnem gospodarstwie można z tego było zrobić... takie inwentarze! Wszystko djabli wzięli... At, nieład! nierząd!
— Ach, panie hrabio, fatalizm — ananke! — rzekł Gozdowski.
Hrabia ostatniego wyrazu czy nie dosłyszał, czy prędzej nie zrozumiał, rzekł pośpiesznie.