Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieubłagany, księżniczka Stella mu pomagała, dosyć, że Brańsk, lasy, i co było gotówki, i co przyszło z inwentarzy, pochłonęli wierzyciele. Jeden tylko mój synowiec Garbowski bardzo się szlachetnie znalazł: chciał czekać, chciał ustąpić, książę nie przyjął, a wszelako z jego pomocą coś się ocalić dało. I tak miljonowa ta fortuna, podzielona, rozdarta, posprzedawana kawałkami, poszła po rękach. Książętom został dworek z ogrodem w Lublinie na przedmieściu z kilku morgami ziemi, tyle właśnie, ile oni dawniej gracjalistom swoim dawali, a z majętności ocalało po sprzedaży klejnotów i z tego, co książę Robert, od ojca wziąwszy, przechował dla niego, może półtorakroć sto tysięcy, to jest mniej, niż oni dawniej miewali dochodu.
— Proszę, proszę! — przerwał hrabia. — I cóż z sobą poczęli?
— Największa bieda była z generałem, który zupełnie nieprzytomny, jednak to zrozumiał, iż był w Brańsku i wynosić się nie chciał. Do domu obłąkanych za nic go oddać nie chciano. Ledwie księżniczka Stella potrafiła wymóc na nim, że wyjechał. Osadzono go w dworku, gdzie i szambelan nieboszczyk do śmierci w jednej izdebce przemieszkiwał.
— Zmarł więc książę szambelan? — spytał Mościński z westchnieniem.
— Niedawno, śmiercią chrześcijańską, piękną, jaką daj Boże każdemu. Pobłogosławiwszy dzieci, pomodliwszy się, zapragnął się zdrzemnąć i usnął na wieki. Kazał się pochować przez pokorę w prostej sosnowej trumnie.
— A generał.
— Generał żyje i zdrów zupełnie, ale bredzi. Je nadzwyczaj wiele, po mrozie chodzi w koszuli i zbroi żelaznej, bo ją często wdziewać lubi. Śpiewa pieśni pobożne, czasem godzinami warty odbywa niby u grobu Pańskiego... pyta się kilka razy na dzień o brata i, nie czekając odpowiedzi, mówi o czem innem. Bieda z nim, lecz to szczęście, że spokojny, byle Żydów nie widział, bo tłucze ich, jako niewiernych Saracenów,