Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ułatwił poznanie osób, w których towarzystwie wieczór spędzić mamy, nie zawadzi, gdy mu do rodziny należące wyliczę. Głową rodu, jak panu wiadomo, jest nasz szanowny i czcigodny książę Norbert, niegdyś szambelan j. k. m., już osiemdziesiątletni starzec, choć mu, spojrzawszy nań, niktby tego wieku nie dał. Naszą anielską księżnę jejmość straciliśmy już od lat wielu. Książę szambelan nie zajmuje się już niczem, zdawszy na syna wszystko. Zatem idzie młody książę Robert, nasz dziedzic i pan, który służył wojskowo, a teraz potrosze się zajmuje bieżącemi sprawami, w czem ja mu mam honor dopomagać. Mamy też gwiazdę naszą, siostrę księcia Roberta, księżniczkę Stellę, anioła piękności i dobroci... warta tronu... — dorzucił z zapałem Gozdowski. — Z braci starego księcia zamieszkuje przy nim pan generał Hugon, kawaler maltański, którego pan wieczorem zobaczy, a jest też przybyły w gościnę j. m. ksiądz sufragan, świątobliwy kapłan... To są panowie nasi, dworu zaś nie będę wyliczał, chyba panu przy sposobności moich przyjaciół przedstawię.
— O, panie dobrodzieju! — odezwał się mecenas — ja tu bawię tak krótko, iż mi trudno będzie korzystać z jego uprzejmości.
Domyślając się poniekąd formalności, jakie go tu spotkać mogą, mecenas, zważywszy spóźnioną porę, wziął był szczęściem frak, a białe rękawiczki miał zawsze napogotowiu w kieszeni, i to go wyratowało, bo nawet Gozdowski przenoszone popielate wydobył zawczasu. Godzina się zbliżała, podeszli więc ku pałacowi, lecz że Gozdowski szedł z nieznajomym, etykieta nie dozwoliła mu wnijść od ogrodu, musieli więc okrążyć gmach i paradnem wejściem po szerokich kamiennych schodach dostali się do przedpokoju. Służby wszędzie było mnóstwo, w liberji z herbowanemi pasami, w trzewikach i pończochach. Tłumaczył to wprawdzie ów dzień uroczysty. Z przedsienia weszli do wielkiej sali białej ze złotem, w której jeszcze było pusto; głosy gości dochodziły z prawej strony,