Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

który w gościnnych pokojach tego dnia, dopóźna spędziwszy wieczór u szambelana, nocował. Żurba przybiegł przerażony, lecz z całą energją, która go nigdy nie opuszczała. Robert mu się rzucił na szyję.
— Przyjacielu, ratuj! Przyjechałem, wioząc z sobą najgorsze wiadomości, lecz nim z niemi przyszedłem do generała, stało się, nie wiem, co się stało... książę padł uderzony apopleksją z klęcznika, przy którym się modlił... Gdyśmy go otrzeźwili, był jakby obłąkany. Mówił i śpiewał od rzeczy. To nowy cios!
— Po doktora! — zawołał Zenon.
— Już posłano — rzekł Robert. — Lecz teraz powiedz, co mam czynić? Przywożę z sobą przegraną, przegraną stanowczą... wydarto nam najlepszą część majątku. Dług, ciążący na reszcie, pochłania ją: nie mamy nic! Ożenienie moje, jak się domyślisz łatwo, nie przyszło do skutku. Hrabia, na wieść o nieszczęściu naszem, nagle wyjechał z Warszawy i jest już gdzieś na drodze do domu. Wszystko stracone! Co się stanie z generałem, z ojcem, gdy się dowie, ze Stellą?
Zenon nie mógł zrazu wymówić słowa.
— To okropne, — rzekł wkońcu — lecz straszniej jest może lecieć w przepaść, niż pogruchotanemu leżeć na dnie. Nad nim zawsze świeci jakaś cząsteczka nieba. Gdzie niema ratunku żadnego, musi przyjść męska rezygnacja.
— Cóż się dzieje ze Stellą? Co z tym człowiekiem? Co myśli i chce Garbowski? Jak to powiemy ojcu? — wołał Robert. — Może choć to nas chwilowo podtrzyma i oszczędzi wygnania a wstydu?
Zwrócił się do Zenona, który milczał, ponuro zamyślony.
— Garbowski, — rzekł wkońcu — Garbowski był już parę razy... i odjechał. Nie wiem dobrze, co myśli, lecz, lecz zdaje mi się, że widząc ofiarę księżniczki, waha się z jej przyjęciem. Jest szlachetne serce w tym człowieku.
— Cóż się stanie z nami, jeśli tej ofiary nie przyjmie? Daru nam nie uczyni, ani my go przyjąć nie możemy.