Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiek nowy, zabiegliwy, chciwy a pieniacz i takiego nam piwa nawarzył. Wygrał we wszystkich instancjach, zostaje najwyższa, do której apelowaliśmy i tu trzeba zwyciężyć lub zginąć. Nie mamy chwili czasu do stracenia.
Mościński słuchał i milczał.
— Łaska Boża wyraźna! Ot, byłbym pięknie posag Alfonsynki ulokował! Opatrzność czuwa nad nami... Do tej pory nic stanowczego nie zaszło, przyjaźń przyjaźnią, interes interesem. Trzeba się starać przeciągnąć, póki dekretu nie będziemy wiedzieli.
Pokiwawszy głową z wielkiem ubolewaniem i wskazawszy adres księcia Gozdowskiemu, hrabia ukłonił się zdaleka, bardzo ceremonjalnie, odprostował i poszedł na naradę do Aurelego. Lecz i bez niej już powiedział sobie w rodzicielskiej pieczołowitości o los córki, że nie wyda jej pewnie, póki ów miecz Damoklesowy nad lasami brańskiemi zawieszony będzie.
— Wszystko to piękne, ładne, księstwo, tytuł, koligacje, sam książę i cała rodzina, mili, kochani, serdeczni, ale jeśli ich wziąć trzeba z całym inwentarzem, bez niczego i jeszcze z długami, no, to upadam do nóg! Alfonia odtęskni, wyperswaduje sobie, a wydać za gołego księcia nie mogę, byłoby to może niebezpieczniejsze, niż ubogi szlachcic. Będą mi chcieli przewodzić i gospodarować w kieszeni, a mitrę dźwigać i złocić! Nigdy w świecie, nigdy w świecie! Ale sza! — mówił sobie hrabia — nic nie okazując, lawirować należy aż do dekretu, aż do ostatecznego wyroku... potem, ponieważ, nic się nie stało, nieznaczna rejterada z zachowaniem jak najlepszej przyjaźni i stosunków... Opatrzność Boska nad domem moim!
Gozdowski, tak doskonale rozpocząwszy swe posłannictwo, rad z siebie, pośpieszył do księcia, którego szczęściem zastał w domu.
Zobaczywszy go, Robert już coś niedobrego przeczuł i żywo ku niemu podbiegł z zapytaniem:
— Wszyscy zdrowi?