Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Książę Hugon wiedział najlepiej, iż czasem o kilkaset złotych było trudno, lecz zmilczał.
— Na taki występ, mój bracie, — rzekł po chwili — niewiele teraz w sąsiedztwie ludzi się znajdzie. Opustoszała okolica, rozjechali się, dużo nawykło mieszkać w mieście.
— Bo ja też nie myślałbym ograniczyć się okolicą, zreszą pustą — dodał szambelan. — O kilkanaście mil możnaby listy i zaproszenia rozesłać. Przecie do Brańskich przyjechać za honor sobie mieć powinni. Stoję tem mocniej przy tej myśli, że świetność dawna naszego domu pod wpływem zmiany obyczajów wielce szwankowała... należałoby ją odświeżyć. Na to kilka, a choćby i kilkanaście tysięcy ważyć, rzecz nie jest stracona.
W ciągu wieczora po kilkakroć do tego przedmiotu powracał pan szambelan, a brat wcale się nie sprzeciwiał.
— Pomyślimy o tem, pomyślimy, — powtarzał — gdy zechcesz, to się zrobi.
Drugiego dnia właśnie po tem sztafeta przyniosła wiadomość Gozdowskiemu, że proces o lasy z Zembrzyńskim w przedostatniej instancji znowu został przegrany. Zostawał już tylko jeden, jedyny, ostatni rekurs, po którym nie byłoby ratunku, połowa dóbr Brańskich mogła odpaść niepowrotnie, a gdyby wyrok przysądził to, czego domagał się Zembrzyński, wynagrodzenia ubytków, nie starczyłoby całej fortuny książąt na tę indemnizację.
Przerażenie Gozdowskiego równało się teraz jego niedawnej obojętności i optymizmowi. Wpadł do generała, rwąc włosy na głowie, trzeźwiąc się solami, bez tchu i bez przytomności prawie.
Książę Hugon czuł już nowy cios jakiś, usłyszawszy jednakże o lasach, nawykły lekko sobie cenić całą sprawę, począł się śmiać z Gozdowskiego. Ten zażądał jechać do Warszawy sam i miał już tylko otrzymać listy do księcia Roberta, by ruszyć natychmiast. Zdaniem jego należało poruszyć wszystkie