Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

granic, mapami z 1612 roku wskazanych, na koszta i mającą się ocenić indemnizację.
Nic to nie znaczyło, boć zostawały niezliczone apelacje z powodu formy i treści, można się było lat piętnaście wodzić po sądach, wszakże jeden zły wyrok już jest bardzo szkodliwym w sprawie prejudykatem.
Gozdowski, który o tem dotąd nikomu nic nie wspominał, wzburzony poleciał na radę do Zenona. Ten, przejrzawszy dokumenty za i przeciw, sprawę znalazł zawikłaną i niedobrą. Za tych czasów, gdy możniejszym wolno było prawie wszystko, co siłą poprzeć mogli, dopełniono najazdu na klucz Podmoszczański, pod pozorem błahym i nieuzasadnionym. W ciągu wieków prowadzone procesy świadczyły wymownie, że Brańscy mieli za sobą wpływy, moc, protekcje, ale sprawiedliwość była po stronie przeciwnej.
Zenon nie mógł tego utaić. Przedawnienie stanowiło jedyny argument za nimi.
— Wiesz pan co, — rzekł Zenon — nie wątpisz pewnie o mojem przywiązaniu do domu książąt, gdyby mi jednak sprawę sądzić dano, musiałbym ją przeciwko nim osądzić.
— To nie może być! — zakrzyczał Gozdowski. — Pan masz jakieś przesadzone, dziwaczne idee! Dwieście lat posiadania!
— Choćby trzysta lat nie zmienia natury rzeczy i, co było niesłusznie zagarnięte, nie staje się prawą własnością.
Zebrano konferencję przyjaciół i prawników. Zdania były podzielone, wszyscy jednak godzili się na to, że Zembrzyński, który pieniędzmi sypał, sprawę wygrać może i że niebezpieczeństwo jest bardzo wielkie.
Popłoch padł na Gozdowskiego, generał śmiał się i ramionami ruszał.
— Dwieście lat trwa sprawa, dwieście lat będzie trwała. Strachy na Lachy, niema się czego trwożyć.
Tak to się ukołysało jakoś, a tymczasem niezmiernie czynny i zabiegliwy Zembrzyński pozywał a po-