Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jemniczego wnętrza nikt nigdy nie widział; naostatek już przez gospodarza zafundowana najnowsza ławka pod oknem.
W pewnych dnia godzinach można było być pewnym, iż jeśli tylko Wincentowicz w domu, u Wincentowicza są goście. Zbierali się szczególniej przed obiadem, przed wieczerzą, a niekiedy w dni świąteczne po obiedzie. Nie było bezprzykładnem, że się tu znalazła partja marjasiku i warcaby. Tu sam Wincentowicz opowiadał obszernie historje sławne łowów różnych, a między innemi i radziwiłłowskich; tu Burski rozgadywał się o wielkim Napoleonie, którego znał osobiście, i o wyprawie do Hiszpanji, w której uczestniczył i gdzie mu kula palec u nogi prawej urwała; tu ksiądz Serafin prawił swe legendy o strachach i duszach bez ratunku zostających, które przychodziły dłonią wypalać stoły swym znajomym i przyjaciołom, o co się zawsze z Burskim sprzeczali, bo Burski w nic nie wierzył i nazywał te powieści dziecinnadami. Tu czasem poczciwy stary Żurba przyszedł, niosąc to proch dla Wincentowicza, to flaszkę starej wódki, to przysmak jaki domowy.
Jeśli ksiądz sufragan przybył ze swym kapelanem Abłamskim, nie gardził i on skromną izdebką pana Wincentowicza, zwanego wielkim łowczym. Jeden Gozdowski, który trochę był pyszny, wcale tu nie zachodził, uważając takie pospolitowanie się z rezydentami za nieodpowiednie stanowisku, które zajmował.
Łatwo pojąć, że rezydenci nieraz zmuszeni milczeć w salonie i przy stole przez uszanowanie, nie śmiejący się poufale wygadać i wyśmiać, tu znajdowali prawdziwą pociechę i swobodę, nie potrzebując ani słów dobierać, ani hamować głosu. Pozwolił sobie który choćby co tłustszego, to dostał tylko od księdza Serafina paskiem, naśmieli się i po wszystkiem. Można też powiedzieć, że owa izdebka Wincentowicza była kuźnią wszystkich wiadomości, krążących po Brańsku, i tu się najlepiej dowiedzieć nowego, a sprawdzić niepewne było można.