Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brzyński dostrzegł i poznał Garbowskiego i uśmiechnął się złośliwie. Gozdowski śpieszył naprzód tych gości umieścić, bo pragnął się na osobności z bratem rozmówić.
Zygmuntowi nawet w tym celu dano pokój osobny, do którego on wszedł zaraz, murzyna prowadząc za sobą.
— Kochany Garbowski, — rzekł pośpiesznie plenipotent — niech ci Bóg płaci, żeś mi słowa dotrzymał. Spodziewam się, żeś się namyślił i że mi skuteczną podasz rękę. Jest to tem potrzebniejsze, iż rachowałem nieco na korzyść, jakąbym był odniósł, traktując osobno z każdym z wierzycieli, a tu mi figla spłatano i od wszystkich plenipotencje są w jednem ręku... to mi psuje moje plany. Masz na wypadek pieniądze?
— Pogadamy, pogadamy... wszystko się znajdzie; ale widzisz, pod pewnemi warunkami.
— Jakież są twoje warunki?...
— Ale łagodne... łagodne...
— Naprzykład?
— Będzie czas, pogadamy... będzie czas, — rzekł tajemniczo przybyły — potem... potem...
Nie było sposobu nalegać. Z drugiej strony ten Garbowski, o którym i o jego roli nikomu naprzód nie wspominał Gozdowski, teraz mu jakoś przybywał niezręcznie. Pobiegł więc najprzód tajemnicę swą zwierzyć generałowi, Robertowi i Zenonowi.
— Ponieważ mojemu kuzynowi bardzo szło o to, aby syna w lepsze towarzystwo wprowadzić, a musiałem go czemś ująć, więc zaprosiłem i syna.
Generał i książę Robert nie powiedzieli nic; środek, wynaleziony przez Gozdowskiego, podobał się, szczególniej kawalerowi maltańskiemu, który zato plenipotenta wyściskał, a cicho spytał:
— Ale szlachta?
— Ojciec trochę hreczkosiej zardzewiały, ale jak skoro mój cioteczny, nie może nie być starym szlachcicem.
Na tem się badanie skończyło i postanowiono, po-