Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie znać tu było żadnej elegancji i wykwintu, ale pilne gospodarstwo i dobry byt czuć było wszędzie. Mieszkalny dom, przerobiony ze starego folwarku, otaczał sad owocowy i ogrody warzywne; tylko jedna altana lipowa z dawnych czasów zdawała się stać dla ozdoby, i z tej jeszcze pszczoły do niedalekiej pasieki miód zabierały. W dziedzińcu, okolonym płotem bardzo porządnym, mieściły się tuż zabudowania folwarczne, stodoły i owczarnie. Żurba miał wszystko pod okiem i cały też folwark we wzorowym był utrzymany porządku.
Owdowiawszy, a córkę oddawszy księżniczce Stelli za towarzyszkę, Żurba sam się tu rządził długo, odniedawna dopiero dostawszy w pomoc syna. Pan Gozdowski, człek przy panach wzrosły i do ich obyczajów nawykły, spoglądał zwykle zgóry na Żurbę i mówił o nim, że to człek prosty, ale poczciwy. Poczciwym się zaś zwał, bo na zawołanie pieniędzy pożyczał i o zwrot ich nie dokuczał wcale.
Teraz, gdy straszliwe Mane-Tekel-Fares błysnęło przed oczyma pana Gozdowskiego, gdy okazało się, że z generałem nie było co mówić nawet, przerażony plenipotent śpieszył na radę do Żurbów. Pan Zenon był biegłym prawnikiem.
Bryczka zatrzymała się przed gankiem, starego nie było w domu, wyszedł Zenon. Rzadki to był gość pan Gozdowski; z Brańska przyjeżdżali tu czasem książęta na podwieczorki, ale Gozdowski rzadko odwiedzał dzierżawcę, znajdując, że tam u niego ani poczciwego kieliszka wina, ani dobrej herbaty napić się nie było można. Do tych zaś wygódek stary smakosz, popsuta gęba, wielką, zbyteczną przywiązywał wagę.
Zdziwił się pan Zenon, zobaczywszy go o tej porze i z twarzy zaraz wymiarkowawszy, iż go jakaś niedobra wiadomość lub bieda sprowadzała. Weszli do środka.
— Panie Zenonie kochany, — odezwał się, padając na kanapę, Gozdowski — przybiegłem po radę: jesteśmy najokropniej zdradzeni przez wierzycieli.