Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dochody miał znaczne i wszyscy utrzymywali, że się szybko dorabiał majątku; klient chętnie czekał, byle mu interesu nie odrzucono, byle miał za sobą tak głośnego prawnika.
W prywatnem życiu mecenas był człowiekiem rzadkiej delikatności, a nawet wspaniałości; nie skąpił ani na życie, ani na ofiary, pieniędzmi sypał i nie żałował wcale na to, co mu przyjemność robiło lub zadowalało fantazje artystyczne; — w urzędowem, z chłodem osobliwszym i obojętnością zupełną, podejmował się spraw nawet najmniej przyjemnych a niezawsze czystych. Interes dla niego nie miał strony moralnej, ale był zadaniem, którego wartość stanowiło przezwyciężenie trudności. Chętnie i chciwie chwytał takie, o których inni zrozpaczyli, budziły one jego działalność umysłową — grał jakby partję szachów z przeciwnikami i wysilał wszystką swą wiedzę i zdolności, aby koniecznie zwyciężyć.
Utrzymywał zresztą, iż o uczciwość interesów powinny się troszczyć strony bojujące, których on był tylko narzędziem. Teorji tej wartości rozbierać nie myślimy, to pewna, że jej mecenas ze spokojnem sumieniem używał. Cisnęli się też doń zdesperowani i tacy, których sprawy polegały na jak najzręczniejszych referatach. Prawie bezprzykładnem było, aby Hartknoch kiedy przegrał; jeśli widział, że rzecz była w istocie niemożliwa, naówczas przyjąć sprawy nie chciał. Człowiek był, bądź co bądź, oryginalny, miał własne wyobrażenia, o które sporów nie toczył, ale według nich postępował.
Po powrocie z wycieczki, w ciągu której wstępował do Lublina i zajeżdżał do Brańska, mecenas powrócił do dawnego trybu życia, dał sobie tylko słowo, jak mówił, iż podróży więcej odbywać nie będzie, gdyż w nich traci się zbyt dużo czasu, doznaje trudów wiele, a gra świecy nie warta.
Właśnie w jak najweselszem usposobieniu zasiadano jednego wieczora do herbaty u mecenasa i żwawe toczyły się rozprawy o granej przed dwoma dniami