Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piał tak wiele? Byłoż zresztą grzechem okazać mu przyjaźń siostry i serce ludzkie?
Zapomnieli się tak gwarząc oboje, ojciec nie powracał. Antoś ujął jej rękę i pochylony spowiadał się z życia całego W tem cicho, niepostrzeżenie otwarły się drzwi, i gdy Marynka czując obcego, podniosła oczy, ujrzała przed sobą męża, który stał zimny, szyderski, ze złożonemi na piersiach rękami. Twarz jej pobladła śmiertelnie, z dłoni Antosia wyrwała rękę; przybyły zwrócił oczy strwożony, i zobaczył — nieznajomego. Domyślił się w nim Larischa.
Po pierwszem wrażeniu nieokreślonem, coś nakształt radości przebłysło po jego licu zczerniałem. Wstał, wyprostował się, i zasłaniając sobą Marynkę, wyzywająco stanął naprzeciw przeczutego nieprzyjaciela.
— Jestem radca Larisch — rzekł zimno — skłaniając nieco głowę gość niespodziany.
— Jestem Antoni Berger — odpowiedział śmiało młody.
— Miałbym prawo spytać zkąd tak blizka z żoną moją znajomość? — przebąknął radca.
Marynka wstała i chciała przemówić, ale w tejże chwili nadbiegł ojciec i zasłonił ją sobą.
— Znajomość ta sięga naszego dzieciństwa — odparł Antoni.
— I była, jak wiem, bardzo czułą — uśmiechając się rzekł radca, ale to panu nie daje praw żadnych.
— Ja też innych prócz do rozmowy nie roszczę — rzekł Antoś.
— Pozwól pan — zagrzmiał Marcin, mieszając