interesów, urodzaje, gospodarstwo i losy rodziny. Szczęśliwy traw może agonią przedłużyć, niefortunny, przyśpieszyć ją nagle.
— Ale jestże to agonia? — spytał syn.
— Nieomylnie — mówił Larisch — to kwestya czasu. Kto się nie dźwiga, nie rośnie, a broni tylko od upadku, ten paść musi niechybnie. Dla nich, życie i użycie stanowi cel... cała ta sielanka jest piękną ale nieprodukcyjną, i kończy się trenami lub elegią. Westchnął Larisch jak gdyby ubolewał.
— A piękny majątek — dodał jak jakby[1] sam do siebie, piękna ziemia i wieleby z niej zrobić można; ale do czterdziestu morgów pod parkiem i ogrodem leży nieużytecznie, pola nizkie nie drenowane... system gospodarstwa stary, kapitału nie mają, o polepszeniach nie myślą.
Stary Larisch ruszył ramionami.
— I syn zamiast się uczyć agronomji lub technologii, chodzi z tobą razem na prawo, aby otrzymawszy stopień doktora, a w najlepszym razie prawo do urzędowania, pojechać na asesora nad Ren, lub...
— Nie, to niepojęte — dodał ojciec, ci ludzie ze swej ślepoty nie wyjdą nigdy, to plemie przeznaczone na zatracenie.
— A szkoda — rzekł po chwili, takiego ślicznego warsztatu do robienia pieniędzy, z którym oni nic począć nie umieją.
— Mieliśmy pojechać razem do Mogilnej, przerwał syn, przyznaję się, że bardzom ciekawy widzieć takie stany, wiejski dom arystokratyczny, bo zdala tu w drzewach i zieloności ukryta wieś i dwór, robi na mnie wrażenie jakby wyjęte z jakiegoś romansu Auerbacha.
- ↑ Błąd w druku; zamiast dodał jak jakby winno być dodał jakby lub dodał tak jakby.