Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystkie ciekawości toleruję, oprócz wasindzieja — rozśmiał się ojciec, grożąc Witoldowi — chociaż przyznam się że i jabym zobaczyć pragnął tę zachwaloną przez Luszyckiego piękność, obdarzoną wszelkiemi talentami.
— A która ojcu jeść gotuje — rzekł Luszycki powoli.
— To doprawdy bardzo poczciwie! bardzo pięknie! zawołała Kazia. Ja przynajmniej widzieć ją muszę i pokłonić się tej cnocie w kubraczku.
— Tylko powoli znowu — powoli, zaczął prezes, nie zapalajcie się zbytecznie. Poczciwy Luszycki trochę jest skłonny do przesady, gdy kogo chwali.
— No — a pan? kłaniając się z uszanowaniem odparł cicho sługa.
Wszyscy się rozśmieli.
— Jaki pan, taki kram! dodała pani Anna.
— Nie ma więc wątpliwości że ich ratować potrzeba! dodał, ruszając się z miejsca, prezes. I wszyscy wstali od stołu.
Ciekawość pierwszy stopień do piekła, uczono nas dawniej, nie wspominając o tem, że po tym stopniu schodzi się czasem w przepaście, ale często też podnosi się wysoko... Trudno się oprzeć utrapionej tej ciekawości, gdy ona opanuje człowieka. Rodzi się z niczego, rośnie gwałtownie, spotęgowuje się, roznamiętnia, gorączkuje, a że się też czemś przed sobą samą wytłumaczyć musi, poczwarnych używa środków do uniewinnienia swej choroby. Nawet najpoczciwsze temperamenta jej ulegają, a na wsi, gdzie brak przedmiotu i zajęcia, coby podsyciło życie, z ziarnka piasku