Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla niczego nie znają należnego szacunku, nawet dla tego co się złotem świeci. Zegar, wyobrażający gmach gotycki z wieżą, stał dwojako, to jest stał i nie szedł. Obok pod kloszami dwa wazony z robionemi kwiaty. Na ścianach olejne obrazy, portrety Doliwów z herbami u góry, Magdalena i Michał Archanioł w czarnych ozdobnych swą prostotą i plamami na ramach. Posadzka woskowana uginała się elastycznie pod nogami.
Zaledwie weszli w ganek, sługa rozebrany skrył się za szklanną przegrodę i po chwili dopiero ukazał się w zgrzebnych spodniach i migdałowym z herbami fraku.
Pani i pan Doliwa znaleźli się w salonie, z tonem powagi i protekcji pełnym przywitali Seweryna. Stary nie żenując się pozostał przy piecu, w szlafroku, rozkazawszy podawać herbatę. Jejmość rozsiadła się na kanapie milcząca, kwaskowata, dająca uczuć Sewerynowi, że śmiał przyjechać w surducie; a chociaż się z tej mimowolnej niegrzeczności wymówił, nie wiele to pomogło.
Poczęła się rozmowa, panie odpuść! po cóż bym ją miał stenografować, gdy tyle jej podobnych słyszeć musieliście, pełnych dumy a uszczypliwych słówek, przekąsów, plotek i litościwych utyskiwań pozornych, z pod których tylko złość wygląda.
Każde tam zapytanie, odpowiedź każda, odchrząknienie, kaszelek, ruszenie ręką, podniesienie ramion, miało głęboko wyrachowane znaczenie.
A ile nakręcać i wysileń, aby się ze wszystkiem pochwalić, aby wszystko pokazać! Pan Doliwa chwalił się rodem, stosunkami, znaczeniem, gospodarstwem, majątkiem; pani salonem, fortepianem, biskupem stryjem, siostrą marszałkową, znajomym księciem, kucharzem warszawskim i kto ich tam zliczy — czem! Panicz muzyką,