Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko pana rotmistrza szepce po cichu... Seweryn ziębnie ile razy wspomni, że go mogą wybrać za cel jakiej mistyfikacji.
Ale chwilkę tylko trwało utrapione to milczenie i utrapieńsza jeszcze urywana rozmowa.
— Hrabia się obudził! Hrabia prosi! — zawołał pan Durczyński.
— Chodźmy!
Pospieszyli przez drzwi w lewo wiodące i minąwszy dwa pokoje, z których jeden bilardowy, drugi biblioteczkę imitujący, do sypialni hrabiego. Obszerny pokój z alkową, na której podwyższone piękne mahoniowe, z pawilonem stało łoże. Głąb, boki, sufit jego okryte były zwierciadłami.
Wielkie bióro pyłem przysute, kilka zielonych skórą wybijanych fotelów elastycznych, komin marmurowy, zdobiły sypialnię. Okna jej zapuszczone były ślicznemi story, ale zmiętemi i zwalanemi. Kilka psów różnego rodu leżały na poduszkach, w kątach, na kanapie.
Hrabia postrzegłszy Seweryna, wyciągnął rękę ku niemu.
— Wierz mi pan, — zawołał — do śmierci masz we mnie najszczerszego przyjaciela! Tak mu jestem obowiązany! z serca! z serca!
— A noga panie hrabio!
— A! rób sobie z nią co chcesz, odcinaj byle nie bolała! boli, spuchła!
— Zobaczymy!
Rotmistrz zbliżył świecę, ruszyli się słudzy, odsłoniono kołdry, odwinięto bandaże, które zręcznie odjął Seweryn unosząc chorą nogę w powietrzu i pokazało się obrzęknienie znaczne i czerwoność.