Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęście i spokój obok występku i nędzy, chata obok dworu, głód obok nasycenia.
Ot spojrzcie no na ten dworek, co się odsunął od swej braci i poszedł ze wzgórka patrzeć na zielone zagony, daleko się rozciągające, z pod stóp jego. Jaki schludny, jaki czysty, jaki miły. Białe ściany, komin biały, zielone okienice z sercami w pośrodku, ganek na czterech słupkach białych, między któremi ławy i balaski... przed domkiem wysypano piaskiem żółtym... oparkaniony do koła tak szczelnie, że się pewnie na ogrodzie warzywnym cudzy dobytek nie pożywi, wrota zamknięte. U wrót dwie lipy stare pochyliły się nad głowy gościa jakby go witały, jakby mu mówiły — Bóg zapłać żeś przyjechał! W pośrodku podwórka dąb a na dębie, któż jeśli nie bocian, ten kochany ptak mile klekocze, co kiedy przyleci to z wiosną zieloną, a gdy odlatuje, to na pociechę pełne stodoły i gumna zostawia... poczciwy ptak, jak co pies, domowy, przywykły do podwórka, do którego rok powraca; bezpieczny, zaufany, że nie raz w południe chodzi sobie piechotą sam jeden po dziedzińcu, aż wesoło patrzeć. I któż by też śmiał tego opiekuna czem urazić, wszak-ci to on szczęście, zapewne od gromu i ognia przynosi.
Spojrzcie no na około: jakie to czyste stodółki, jak porządne chlewy i obory, jak wszystko pełne, jak tu znać porządek i dostatek! A za dworkiem co za ogródek! gdy się człek wychowa koło takiego ogródka, to go do śmierci przypomina! kilka w nim grusz i jabłoni rozłożystych, szpaler leszczynowy i lipy, pod któremi ule stoją.
Zresztą grzędy i grzędy — ale każde drzewo, gdy jest nie wiele, znajome po nazwisku, każda ścieżynka