Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeciego męża, wojewodzina wyjechała z kraju. Ale, jakeśmy powiedzieli, była jeszcze w pięćdziesięciu leciech tak piękną, tak świeżą, że mnóstwo pretendentów o rękę się jej ubiegało. Ona nie przyjęła ofiary żadnego: wolała pozostać swobodną wdową. W ostatnich latach jakiś markiz przebywał z nią we Florencji; i głośnem było, że miała mu cały majątek zapisać; nagła śmierć zniweczyła ten zamiar i wielką fortunę wojewodzinej, pomnożoną zapisami dwóch pierwszych mężów, zwróciła na tych, co się jej najmniej spodziewali. Spadek więc na pannę Scholastykę i Marję przychodzący, opłakiwanym być nawet nie potrzebował dla przyzwoitości, był to jeden z tych niespodzianych, wesołych spadków, co to się tak rzadko trafiają.
— Wyobraź sobie Marjo — mówiła ciotka — zdumienie, osłupienie, zazdrość, kontuzję naszych kochanych sąsiadów! A! zapomniałam o Sewerynie, co z nim zrobimy?
Marja zarumieniła się, dawno ona pomyślała już o nim.
— Będzie to coś na kształt powieści Marmontela — dodała Scholastyka — cnota wynagrodzona! prześladowcy upokorzeni! Biedny nasz poczciwy Seweryn, jak-że się rozraduje, zadziwi.
— Wczoraj odjechał tak smutny.
— Ciągle mi powtarzał, że go nie kochasz!
— Ciociu! przypomnij mu com mówiła wczoraj!
— Doprawdy, tak mi się wszystko w głowie zmięszało, że nie wiem.
— Mówiłam, gdybym była bogatą dziedziczką... jakże szczęśliwa narzuciłabym się jemu.
— Ani słowa przeciwko temu. Wątpię, żebyś kiedy