Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rano wstawszy, herbatę wypiwszy, nieco się przyodziawszy, (buty nie co dzień wdziewał szuwaksowane, uważając ich, zgodnie z Jankiem sługą, za zbytek szalony)... wychodził na łan trochę, trochę do stodoły, albo do ekonoma. Potem jadł śniadanie złożone z wódki starej, chleba i wędliny lub marynaty; wczesny objadek bardzo prosty, uwarzony z elementów nie wytwornych, z dodatkiem butelki piwa, lub kieliszka wina (jeśli gość się trafił). Wino jedyne jakie znał p. Pokotyło, było owe tak zwane francuskie, które Litwie na wicinach przychodzi, garncami się sprzedaje i butelkuje w domu. Jeśli nikogo nie było, po obiedzie zasypiał, i spał do czwartej, czasem dłużej, jeśli słotna pora fizycznie i moralnie do snu skłaniała. Wieczorem przechadzał się około gospodarstwa lub jechał w sąsiedztwo; jeszcze później, kładł kabałę, chodził z fajką po pokoju, studjował nad kalendarzem, gawędził z ekonomem u drzwi i z założonemi rękoma attentującym... nareszcie usypiał. Tu zasłona spada.
Życie to miało za sobą wielką prostotę części składowych. Co się tam działo w duszy jego, nikt nie wie, nawet ekonom, któremu zwykł się najserdeczniej wynurzać, objaśnić o tem dokładnie nie był w stanie, tem bardziej niżej podpisany.
To co do pierwszego.
Synowiec gospodarza, mieszkaniec tejże wioski, który przy starej matce gospodarką na drugiej części się zajmował, żył także bez wielkiego na życie wysilenia. Matka poczciwa, prostoduszna staruszka, modliła się, rozdawała i odbierała przędzę, motki i płótna, jeździła koczobrykiem starym do kościoła, układała chętnie kabałę i karmiła dwa pieski. Pan Fabjan wyszedłszy