Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szę uciekać. Oni są za mną, słyszę jak idą, widzę jak mnie pokazują palcami.
To mówiąc rzucił się oglądając za siebie i popędził drogą.
Słudzy czekali rozkazu chcąc gonić uciekającego, ale Zuzanna zamyślona nic nie rzekła, wolnym krokiem powróciła do zamku i zamknęła się w swoim pokoju.
Po chwili obudzony starosta, któremu doniesiono o niepojętym dla nikogo wypadku, nadszedł rozpytać się u córki, co to wszystko znaczyć miało.
— Pozwoliłaś mu uciec?
— Pozwoliłam — odpowiedziała zamyślona — nie jest już niebezpiecznym. Zgryzoty sumienia go dręczą, powiada że mu się pokazują duchy, nie uciekał choć jacyś tam przyjaciele dla niego drzwi odbili i wyprowadzić go chcieli.
— Ale ten strach przejść może, a chęć zemsty powrócić?
— Nie! nie! — odparła Zuzanna — przebaczyliśmy sobie. Błagał mnie, aby go wypuścić, nie mogłam mu odmówić.
— Bodajbyś nie pożałowała tego — rzekł wzdychając starosta.
— Stało się, odpowiedziała Zuzanna.
Miedzy starostą i córką więcej już mowy nie było, wrócili do dawnego życia i baszta znowu pozostała pustą.
Życie na porajowskim zamku od powrotu z Warszawy było smutne i jednostajne. Zuzanna nudziła się szukając napróżno roztargnienia w nowych znajomościach. Tu nie tak łatwo było o nie jak w Warszawie i zaciągnione, nie odpowiadały życzeniom starościny. Na wsi znalazła ten świat staropolski, do którego obyczaje stolicy wszczepić się jeszcze nie dały, świat surowego oblicza, obyczajów patrjarchalnych, bogobojny i nie umiejący przebaczyć płochości. Młodzież nawet wiejska nie rozumiała słodkich wejrzeń pięknej jeszcze starościny, która rada nie rada musiała się ustatkować, ziewając. Nudziła się jak grzeczne dziecko,