Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nic się nie zmieniało. Doktor zamiast rozpoznać stan prawdziwy mecenasa, dziwił się tylko odmianom charakteru obłąkania, nie wychodząc z myśli że egzystowało. W tej utrzymywała go starannie Zuzanna, opowiadając codzień nowe jakieś wymyślane na męża dowody szaleństwa. Ona szła prosto do swego celu, niedopuszczając starosty, (który lękał się teraz zięcia i niebardzo widzieć go pragnął), namawiała aby dla interesów legalnie uznać Malepartę za obłąkanego i cywilnie zmarłego. Tym sposobem ona z dobranemi opiekunami przychodziła do rządu całego majątku. Uznać jednak za warjata nie inaczej można było, jak wybadawszy go przed świadkami, bo zeznanie doktora nie wystarczało. Lękała się Zuzanna, aby mąż nadto przytomnym i zbyt widocznie nie okazał się przy zdrowych zmysłach.
Sama więc nie wiedząc na co czekała i zwlekała.
Po niejakim czasie, gdy się zatarło wspomnienie wypadku tego i nieco zapomniały domysły, pani Zuzanna znowu spróbowała pokazać się w świecie z miną smutną, jakby przeciw woli idąc między ludzi, przyjęto ją jak zwykle przyjmują tych o których wiele źle czy dobrze mówiono, z zajęciem, z nadskakiwaniem; każdy się interesował nieszczęśliwą kobietą. Książe zbyt widocznie i nagle nie chcąc zrywać stosunków, zbliżał się znowu do Zuzanny, i bywać nawet u niej zaczął.
Powoli dom, na czas jakiś zamknięty, otwarto znowu, dawne życie do niego wracało, nikt już nie myślał o nieszczęśliwym, zamkniętym w tym samym domu warjacie, którego ucha dochodził turkot zajeżdżających karet, wołanie ludzi, muzyka balowa, wrzawa, rozmowy i śmiechy.
Całe tak wieczory do późnej nocy, siedząc na łożu Maleparta z rozczochranym włosem, sinemi usty, obłąkanym wzrokiem, słuchał tych tysiąca pomięszanych głosów, sam jeden naprzeciw sługi, który struchlały patrzał w niego jak w tęczę, i napróżno ciągle wyglądał objawień się warjacji.
Często Zuzanna, która zapomniała o Maleparcie po