Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zręczności, a teraz oczekiwał niespokojny.
Zuzia blada i poruszona stała nieruchoma w jednem miejscu.
Rotmistrz wszedł nareszcie a starosta napadł na niego z góry.
— Waćpan masz język babi, i wyszczekałeś, wyplotłeś.
— Ja! ja?
— Waćpan powiedziałeś pannie Katarzynie, żem ją chciał wydać za tego — za tego...
— Za kogo?
— Za Paprockiego.
— Ja! ja nic nie mówiłem.
— Ona powiada — ona tylko co — staroście słowa w ustach od gniewu się dusiły. — Waćpan wiesz co o tym człowieku?
— Ja? o kim? ja nic nie wiem!
— O nim! Waćpan nic złego nie wiesz?
— A zkądżebym miał wiedzieć?
— Kasztelanka utrzymuje, że wie o nim okropne rzeczy, któreby nasz projekt zerwać mogły, wie, niepojmuję zkąd, ale niechce ich mówić. Waćpan natychmiast pojedziesz do Lublina i postarasz mi się dowiedzieć całe curriculum vitae tego człowieka. Jedź zaraz, wracaj prędko, dzień naznaczony na publiczną deklarację i zaręczyny blizkie. Przebaczę waćpanu tę plotkę, jeźli mi się dobrze sprawisz. Pospieszaj. Czego stoisz?
— Pieniędzy na drogę.
— Zuzia pobiegła do szufladki i wyjęła z niej woreczek, któren włożyła w rękę rotmistrzowi, szepcąc mu do ucha:
— Donieś o tem jemu; wstąp do niego. A jeźli się co złego dowiesz, zmilcz, ja się niczego nie boję.
Rotmistrz spojrzał wielkiemi oczyma i w milczeniu poszedł kazać siodłać konia. Od niejakiego czasu zapomniał regulować zegarów i zaglądać do psiarni, w takim był ruchu nieustannym. Zaczynało mu się to przykrzyć i wzdychał.
— Ta panna Katarzyna, kiedy się kogo uczepi, nie