Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I pani, byś mogła taki talent zagrzebać, uciąć mu skrzydła, gdy najpiękniejsza przyszłość się przed nim rozwija! A! pani! toby było niedarowanym grzechem...
Po śniadaniu, już jakby rzecz była postanowioną i umówioną, Francuz począł roztrząsać szczegóły... Wymagał, tłómacząc się koniecznością i rozmaitemi zawody, zawarcia prostej umowy na piśmie...
Major się do niej miał pisać za świadka...
Miesiąc czasu zostawiał pani Dziwulskiej do uregulowania interesów jej i wyboru w drogę. Na koszta podróży zostawiał potrzebne pieniądze...
Wśród łez, w ciągłem wahaniu, przyzwalaniu i cofaniu Dziwulska uległa wreszcie córce, majorowi i spekulantowi... Na prędce nakreślona została umowa, którą ona, córka i major, jako świadek podpisał...
Volant zredagował ją tak umiejętnie i zręcznie, że wszystko w niej było na korzyść jego opisanem, a nieszczęśliwa ofiara stawała się niewolnicą... Lecz w takich wyrazach łagodnych mieściła się treść pełna grozy na przyszłość, iż ludzie prości, niepodejrzewający podstępu — widzieli w niej świetne tylko dla siebie wróżby i obietnice... Marynka płakała, ale była dumną i szczęśliwą...
Jak tylko papier schował do kieszeni i pieniądze na podróż potrzebne odliczył Francuz, z obawy, aby coś jeszcze niespodzianego z rąk mu ofiary nie wyrwało, natychmiast do wyjazdu się zaczął sposobić...
W kilka godzin już w Berezówce pozostał tylko po nim — zapach doskonałego hawańskiego cygara.