Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baron, który się tego domyślił, przyniósł zaabonowaną lożę, a że się lękał, by od niej nie odstraszała Marynki obawa jego przytomności, oznajmił zaraz, że ma krzesło w orkiestrze...
Ofierze tej rada była bardzo Marynka. Uczęszczała więc pilno na teatr, i powracała z niego prawie poruszona mocno, tak on nie odpowiadał jej wymaganiom i ideałom.
Percival potem słyszał ją z rana rozprawiającą żywo, zajmującą się sceną, zapominającą o wszystkiem dla tych kwestyj sztuki, które same prawie umiały ją ożywić i rozerwać jej smutek.
Zdawało mu się, że choćby nie dla zysku i sławy, ale dla tej dusznej potrzeby artystki, która żądną była walki, należało jej ułatwić jeżeli nie powrót, to choć ukazanie się na scenie. Był pewien, że naówczas Rosini zostałby zmuszony zamówić ją do swej opery.
Nie uprzedzając o tem Marynki, Percival w celu pozyskania sobie Rosiniego, zrobił z nim znajomość.
Na pierwszą jednak wzmiankę o Burcelli, dyrektor się zmarszczył i okazał tak absolutną niemożność angażowania jej, taki wstręt, że Percival zdumiony i obrażony, mówić już z nim nie chciał.
Dotknięty był tem mocno.
Nie myśląc więc starać się o stałe zamówienie Marynki, umiał przez drugich tak zabiegać, iż nóż prawie na gardle Rosiniemu położono, wymagając dla niej gościnnych występów.
Opierał się im, zwłóczyć chciał dyrektor, lecz wpływy były tak silne, iż uledz był zmuszony.