Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic nie jadłem, a słabo mi, rzekł Volanti głosem schrypłym. Masz co do napicia?
Podany na prędce kieliszek wódki dyrektor wychylił i ręką potarłszy po czole, zapytał:
— Gdzie jest posłaniec, który list oddał.
Pani Volanti, za poradą przyjaciół, żądała odpowiedzi poste restante.
Nie tracąc czasu, Volanti poszedł do izdebki reżysera na list odpisać. Szło mu o uniknienie skandalu jakimkolwiekbądź kosztem. Gotów był do ofiary, lecz żądał, aby przybyła Izaura, natychmiast w oczach jego do Paryża się wybrała.
Napisawszy list ten, nieoględny, zdradzający trwogę, Volanti natychmiast wysłał go na pocztę, z nadzwyczajnym pośpiechem. Sam zaś tak stracił głowę, tak nie wiedział co ma począć z sobą, nadewszystko tak się obawiał wrócić do domu, że bezmyślnie rzucił się do dorożki, i kazał jechać bez celu, na przedmieścia...
Piorun, który na niego spadł, zgruchotał go, można było powiedzieć... Potrzebował rady czyjejś, a bał się zwierzyć komukolwiek, lękał się zdradzić samą swą powierzchownością.
Zwierciadełko wydobyte z kieszeni, ukazało mu twarz zmienioną, wyciągniętą, bladą, pożółkłą. Czuł w ustach gorycz żółci nieznośną, gorączka jakby we febrze go trzęsła. Głowa pękała z bólu.
Jazda szybka po bruku, zamiast mu pomódz, pogorszyła ten stan jego, lecz nie miał nic do wyboru, nie wiedział sam co zrobić z sobą.