Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zawiedziona w nadziejach włoszka, myślała chwilę, wysunęła się z saloniku, obwinęła narzutką zbiegła ze wschodów i dała adres woźnicy.
Nie jechała do domu. Pomimo prośby i zakazu Marynki, nie mogła ścierpieć z milczeniem na ustach; rachuba pewna nakazywała jej donieść o tem baronowi i wmieszać go koniecznie w tę sprawę. Wiedziała, że jej za to wdzięczen będzie, liczyła, iż z tego skorzysta i zaplącze węzły tak, iż je rozcinać będzie potrzeba.
Lacerti nie wahała się we dnie odwiedzać barona w jego prywatnem mieszkaniu. Ile razy miała pilną potrzebę tak zwanej pożyczki, przybywała po nią do niego. I tym razem gdy mu oznajmiono pannę Laurę, baron był pewien, że swoim zwyczajem przyjeżdża do jego kassy nie do niego. Zamruczał coś i kazał wpuścić, choć był jeszcze w rannem ubraniu.
Lacerti wpadła jak piorun, zamknęła drzwi, porwała barona do okna, i nie dając mu się opamiętać, do ucha posypała wszystko co wiozła z sobą.
Percival stał zdumiony, lecz razem na czole i w oczach widać było radość prawie, którą Laura wyczytała łatwo.
— Poczwara!... zawołała śmiejąc się: cieszy się z cudzego nieszczęścia!
I poprawując narzutki na głowie, bo tego dnia miała czarną koronkową hiszpańską mantyllę, dodała:
— Com warta, żem wam najpierwszemu tę wiadomość przywiozła? Baronie! zaciągam ją w wasz rachunek...
Nie miała czasu wdawać się w rozmowę, nie dała się badać więcej. Obejrzała się po saloniku, a że