Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał na pańskie klamki, na nadzwyczajne jakieś szczęście, na cuda, a gdy wszystko to zawiodło, zagryzł się i umarł, córkę jedynaczkę zostawując, a matce i dziecku tylko ten biedny zaścianek z długami...
Walcząc z ciężkim losem swoim, niespokojna o dziecię, któremu wychowania lepszego dać nie mogła, gdy brat jeszcze na ubogim wikaryacie pomocą jej być nie mógł, młoda naówczas Adela, piękna i wśród tej sfery, w jakiej być musiała, zwracająca oczy dystynkcyą sobie właściwą, — popełniła ten błąd, że raz drugi za mąż poszła za człowieka, który zdawał się obiecywać wiele, a stał się dla niej utrapieniem i ciężarem.
Pan Ernest Dziwulski, człek ogładzony, wygadany, niegdyś posiadacz jakiejś cząstki dziedzicznej, należał do tego u nas bardzo pospolitego rodzaju ludzi, którzy zdają się być do wszystkiego zdolni, doskonale rozumieją świat, życie, wszystko, — porywają się na najtrudniejsze zadania, a najprostszych w praktyce życia rozwiązać nie mogą.
Bardzo miłej powierzchowności, w obejściu się z obcymi łagodny i miły, powolny, wyrozumiały, roztropny, bystry, o każdej rzeczy umiejący rozprawiać z pozorną jej znajomością, z dowcipem i przebiegłością, — pan Ernest, gdy go do czego zaprzężono, natychmiast dawał dowody nieudolności, której towarzyszyła i którą rodziła najlekkomyślniejsza zarozumiałość. Służyła mu ona doskonale, gdy szło o słowa — w czynie zawodziła go na pierwszym kroku...
Dziwulski jednak sobie nigdy nie przypisywał niepowodzeń powtarzających się co chwila — obwiniał o nie świat, ludzi, zawiść, nieprzyjaciół, fortunę, przy-