Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był — mógł że poradzić co, gdyby umowa wiązała Marynkę?
W niepokoju, który zwiększał chorobę i wywoływał gorączkę, nie mogła, nie mając się zwierzyć komu Dziwulska, zwrócić się gdzieindziej tylko do Zosiczowej.
Zaproszono ją w kilka dni potem, gdy Marynka zmuszona przez matkę, lekcyę z Corsini’m odbywała. Poczciwe kobiecisko, które dosyć dawno nie widziało chorej, przestraszyło się zmianą, jaką w niej znalazło.
Dziwulska gorączkowo pochwyciła ją za rękę.
— Moja droga pani, rzekła z pośpiechem niespokojnym, ratuj mnie, radź mi... Czuję się bardzo źle, — siły moje wyczerpane, godziny policzone... Moje dziecko — sierota... Marynka... co się z nią stanie!
Zaledwie wśród łez i łkania, zrozumiawszy co jej szeptała Dziwulska, Zosiczowa poczęła od uspakajania i dodania otuchy...
— Ale to osłabienie tylko, to minie... niech się pani nie trwoży...
Dziwulska nadto dobrze czuła swój stan, aby się łatwo dała przekonać. Na wpółobłąkana z trwogi, żądała najprzód sprowadzenia duchownego, tak, aby Marynka o tem nie wiedziała, potem opieki... księżny, samej, Zosiczowej... niewiedziała już czyjej. Powtarzała, ciągle płacząc:
— Sama jedna! sierota! mój ten anioł drogi...
Pierwszym skutkiem zwierzenia się Zosiczowej było, że ta, uspokoiwszy nieco chorą, doniosła o wszystkiem księżnie Teofanii.