Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W wieku Marynki teorye nie służą do niczego, lecz praktyka uczy wiele, najlepiej. Instynkt naprowadza na drogi niewyrozumowane, lecz często najprostsze i do celu wiodące...
W początkach... co najjaskrawsze, co najgłośniejsze, co najdobitniejsze wzbudzało w niej entuzyazm największy; powoli zaczęła przeczuwać, że prawdziwe piękno musiało być spokojniej, uroczyściej, skromniej pięknem. Rozumiała odcienie, oceniała wyraz, rozróżniała pojęcia i wcielenia jednej roli.
Na scenie słyszała i widywała Laurę Lacerti, zawsze niesłychanie wystrojoną, fałszywemi i prawdziwemi brylantami okrytą, w sukniach kosztownych i niekoniecznie charakterowi ról odpowiadających, piękną, zalotną, czyniącą wrażenie ogromne, wywoływaną i obrzucaną wieńcami.
Podobała się jej z początku i niemal zazdrościła tego blasku, którym olśniewała; powoli jednak urok ten prysnął. Śpiew się jej wydawał krzykliwym, przesadzonym, a bez czucia, dramatyczna gra fałszywą. Raziło ją coś w niej, z czego sobie sama zdać sprawy nie mogła.
Skończyła na tem, że sobie powiedziała, iż takąby być nie chciała, ale razem na myśl jej przyszło, że taką może być potrzeba, ażeby zyskać oklaski... Zuchwałą, narzucającą się, przesadzoną.
Czuła jednak, że dla największego powodzenia natury swej zwyciężyćby nie mogła, i kłamu zadać instyktowi, który jej piękno wskazywał...
Loża, w której siadywała zawsze matka z córką, tak była wybraną, ażeby mało widziane być mogły. Nie zwracały też oczu na siebie ani ubiorem,