Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulęknięcie?... Wiecie jak ten zapalony muzyk i kompozytor książę Agaton, nienawidzi księżny? On weźmie stronę waszą.
Scarlatti wolałby był nie być zmuszonym do walki, lecz nie chciał się też uznać zwyciężonym. Lacerti rada była wojnie...
— Wiesz — dodała żywo — książę Agaton dość mnie lubi... Śpiewam nieznośne jego piosenki, których nikt nie chce... Jutro dam go wam za sprzymierzeńca. Volantego nie cierpi, bo opery jego (niestety! do czego ona podobna!) wystawić nie chciał... Przeciw księżnie i jemu stanie mój Agaton i jego zastępy... Zobaczymy kto wygra...
Scarlatti nic nie mówiąc, patrzał na nią.
— Nie jestże to podłe? począł po chwili — nikczemne, niegodne?... Mnie, któremu on winien tyle, wypowiedzieć lekcye! rozgłosić jako zbója!
— Maestro mój! pomścimy się! o! zobaczysz! — klasnęła w ręce. — Ja tak wojnę lubię!...
Objęła go za szyję przy wszystkich, i pocałowała w oba policzki.
Maestro! każę podać szampana, wypijemy zdrowie twoje, a śmierć i zatratę twym nieprzyjaciołom...
I Lacerti już biegła do gabinetu, w którym matka gospodarowała, aby kazać przynieść szampana.
— Panowie! zawołała podnosząc kieliszek do góry — piję za zdrowie mojego uwielbianego maestra! niezrównanego Scarlattego! Kto przyjacielem moim, wychyli ze mną... śmierć jego nieprzyjaciołom!
Nie pytając o wyjaśnienie tej zagadki, całe towarzystwo ryknęło wielkim chórem za piękną Włoszką: