Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wesołą i powitał gospodynię z nadzwyczajną grzecznością.
— Przychodzę, — rzekł — w. ks. mości i pani Jadwidze powinszować odniesionego świetnego zwycięztwa. Słyszałem żeście się państwo tego intruza pozbyli?
Księżna się zmieszała trochę, posądzając go o ironię, choć Rymund wcale nie miał miny szyderskiej.
— Kochany kuzynie — odezwała się słodko, przymilając — dla mnie szczęście Jadwisi jest wszystkiem. Ona nie mogła znieść, człowiek schorowany, obrzydliwy, wstręt obudzający. Musiałyśmy...
— I doskonale się stało — odezwał się Rymund. Niech to będzie dla drugich takich ichmościów nauką, aby się do domów o wysokich progach nie cisnęli. Dobrze mu tak! ma na co zasłużył.
Gospodyni spojrzała mu w oczy — mówił poważnie i seryo.
Pyszałek wart był ukarania dodał Rymund. Darł nosa do góry strasznie. Wiem z największą pewnością, że aby żony pieniędzy nie tknąć, do ostatka się zrujnował, do grosza. Gdzież to kto widział, aby w małżeństwie zachowywać taką funduszów kontrollę! Ale to była harda dusza w ubogiem ciele.
Księżna się zarumieniła mocno.
— To nie może być! zawołała.
— Ale tak jest. Chlubił się z tem — rzekł Rymund, trzymał ścisłe regestra. Ho! ho! człowieczek był niebezpieczny... Dobrze mu tak! bardzo dobrze. Zdrowie stracił odebrawszy naukę od familii, i rozchorowawszy się z tego, a dogorywający i zrujnowany będzie