Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczek dwoje, małych, bystrych, rozumnych, lecz tak powiekami się zasłaniających, że ich najczęściej dostrzedz było trudno. Może też unikały tego, by się im pilniej przypatrywano. Nos nie miał wyrazistego kształtu, usta małe, nic nie mówiły. Twarz wygolona czysto świeciła zdrowiem. Czoło dość nizkie, ale wypukłe, pokrywało wydatnemi skrońmi oczy, które się pod niemi tuliły... Ani zbytniej intelligencyi, ani wielkiego życia zasobu nie zdradzała fizyognomia, zdająca się dobroduszną i spokojną.
Wejrzenie tylko niekiedy wymykające się z pod powiek, wydawało bystrym połyskiem, że w tym niepozornym jegomości wewnątrz się coś ukrywało. Pan Podroba z obawy zapewne, aby go ono nie zdradziło, rzadko kiedy dawał sobie spojrzeć w te oczy...
I teraz trzymał je spuszczone w ziemię. Dostattni surdut szaraczkowy i podobneż ubranie całe, buty grube, kij w ręku prosty, czapka z daszkiem dużym od słońca, piętnowały go dobrze na wiejskiego officyalistę, a wyglądał tak niepocześnie, że się prędzej w nim ekonoma niż pełnomocnego rządcy było można domyślać. O pozory nie szło mu wcale... był to człek stateczny a nieuganiający się za niemi. Postawa wielce pokorna, w której oczekiwał na księżny zmiłowanie, malowała stosunek, w jakim z nią zostawał.
Ks. Eufrezya czytała jeszcze, a twarz jej wielce zmienna i ruchoma, wyrażała coraz nowemi grymasami wrażenia, jakie list czynił na niej. Podnosiły się brwi, kurczyły usta, otwierały do uśmiechu, zaciskały. Oczy to się mrużyły, to rozszerzały do zbytku, a głową potrząsała dziwnie, i ramiona a ręce na chwilę nie mogły wytrwać spokojnie. Jednakże ogólne wraże-