Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Przeciąg czasu, który spokojne życie na komandorji wissenburskiej przedziela od smutnych dni, jakie teraz spędzała królowa w Paryżu i Wersalu, otoczona szczupłym swoim dworem, wynosi lat dwadzieścia, a zmienił do niepoznania położenie Marji i jej ojca, dziś panującego księcia Lotaryngji i Baru. Zyskali oboje na wywyższeniu, na blasku, nieco na dobrym bycie i pozornych dostatkach; ale stracili na niezależności, spokoju, a królowa pożegnała wszelkie szczęścia nadzieje. Zmieniło się ich otoczenie, dwór, stosunki. Włodek tylko, który się gwałtem cisnął na służbę Leszczyńskich, chociaż nie dobił się i nie dobijał do żadnego w niej dostojeństwa, pozostał swojemu panu wiernym.
Stało się z panem Włodkiem, czego nikt, ani on sam spodziewać się nie mógł: dla Leszczyńskich wyrzekł się zupełnie kraju i wcielił się niemal w ich rodzinę. Król, przyzwyczaiwszy się nim posługiwać, umiał go cenić; Marja, pierwsza jego opiekunka, uważała go za najwierniejszego, najzaufańszego ze sług swoich i zwierzała mu się ze wszystkiego; kochali go wszyscy. Włodek, dopiąwszy celu, którym była służba przy starym królu, bo jemu służył też ojciec jego i młody brał po nim spadek, — o sobie najmniej myślał, nikomu ambicją na drodze nie stawał, a niezależnym będąc majątkowo, choć niewiele miał, niewiele też potrzebował. Usprawiedliwiało go to, że miał zaufanie rodziny, wtajemniczony był w sprawy naj-