W pierwszych tych latach kilkunastu król usiłuje się taić ze swojem lekceważeniem sakramentu małżeństwa, a skrycie puszcza sobie cugle; otwarcie szanuje prawo kościelne i społeczne; chwilami napadają go zgryzoty sumienia, skrucha, pokuta, a po niej nowa rozpusta. Królowa modli się i spodziewa poprawy, później zrezygnowana pokrywa bezwstyd mężowski. On sam zdaje się sromać swawoli, ale ma ona nadto powabu, — zwycięża znużenie, wyżycie, pragnienie czegoś nowego.
Historja potępia Ludwika XV, ale ona bierze go już takim, jakim wyszedł z rąk Fleury’ego, nie licząc, ilu ludzi i wpływów składało się na ukształtowanie tego młodego pana, którego kardynał chciał mieć lekkim, zawczasu wycieńczonym, aby nim bez wysiłku najmniejszego zawładnąć, — którego Bourbon i Richelieu potrzebowali mieć swawolnym, ażeby rządzić nie umiał i nie chciał... Podobne wychowanie i życie, któremu uległ Ludwik XV, innego owocu wydać nie mogło. Po regencji Ludwik XV musiał być królem takim, jakim się zjawia oczom naszym: istotą wyżytą, choć nie żyła.
W ciągu tych lat osobliwe stosunki dworskie wyrabiają się bezprzestannie; król zarówno jak królowa kształtują się pod naciskiem z jednej strony rozpasanej swawoli, z drugiej błogosławionej, rezygnacją chrześcijańską namaszczonej boleści.
Obraz tej królowej, z jej cichą pobożnością, z jej ubóstwem, urągającem zbytkom otaczającym króla, jest dla Ludwika XV nieustannym wyrzutem i zgryzotą. Zdawałoby się, że podobna sprzeczność, cały szereg lat trwać mająca, będzie niemożliwą; że kontrast owych małych apartamentów i ich wieczorów rozpasanych z apartamentami, w których się szyją ornaty do kościołów i odzież dla ubogich, musi sprowadzić przełom i czyjeś zwycięstwo. Tymczasem obok pani de Mailly spokojnie żyje uboga królowa, i ten sam Ludwik XV towarzyszy z rana do kościoła żonie, a wieczorem metresie na wesołą wieczorynkę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/214
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.