Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Daleko później ruszono ze Strassburga, niż postanowionem było, królewna z modlitwą na ustach polską, dwór z uśmiechem wyswobodzenia.
Pierwszym objawem własnej woli Marji było, ażeby po miastach, po wsiach i zamkach, gdzie zapowiedziano uroczyste jej przyjęcie, owacje, powitania, jak najskromniej się to odbywało, bez występowania kosztownego. Marja pamiętała nędzę ludu, którą zbliska poznała w Alzacji, a która też w całej Francji równie była widoczną.
We dwa dni po rozstaniu król, który miał list przyobiecany i niecierpliwie go wyglądał, odebrał pismo następujące:

„A! tatku kochany, — pisała przyszła królowa — jakże to dawno było pozawczoraj! a ja ani słowa od pozawczoraj nie mówiłam z tobą! Ci dobrzy Francuzi wysilają się na to, aby mnie rozrywać i nie dać mi się nudzić. Mówią mi najśliczniejsze w świecie rzeczy, ale nikt nie powiada, że ty jesteś przy mnie!
Może i to mi wkrótce powiedzą, bo podróżuję po krainie czarów i jestem w istocie pod czarodziejską jakąś władzą. Co chwila zmieniam się, przeistaczam na coraz świetniejsze zjawiska. To piękniejszą jestem od Gracyj, to należę do rodziny sióstr dziewięciu (muzy). Tu mam cnoty aniołów, gdzie indziej widok mój ubłogosławia. Wczoraj byłam cudem świata, dziś jestem gwiazdą, której promienie ślą i wróżą szczęście.