Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? — zawołał — czytam właśnie listy z Paryża, dziecko moje. Twoje cudowne małżeństwo, na któreśmy tak rachowali na pewno, mając je za rzecz postanowioną, bardzo może rozchwiać się jeszcze. Troskliwi jacyś opiekunowie ostrzegli króla o stanie zdrowia twojego. Zapowiadają mi przybycie doktora, który ma badać stan twój... Rzecz to niezbyt przyjemna. Tłumaczą się niepokojem o ciebie, ale mi się zdaje, że szukają pozorów do odroczenia naprzód małżeństwa, a potem do zerwania z nami.
Na twarzyczce królewny, z wielkiem podziwieniem ojca, odmalowała się niekłamana radość. Puściła pieska i złożyła ręce.
— Ach! ojcze mój drogi! — zawołała głosem brzmiącym radością — nie miałamże ja słuszności, niedowierzając temu, coście wy wszyscy nazywali nadzwyczajnem szczęściem?... Właśnie mi czegoś okrutnie było smutno... ale, że ja w tem widzę tylko spełnienie woli Bożej, zupełnie spokojnie przyjmuję, co ma nastąpić. Wierz mi, że opłakiwać szczęścia tego nie będę, a proszę cię, abyś i ty przyjął tę zmianę obojętnie, nawet wdzięcznie.
Król uścisnął ją czule...
— I nie żal ci, że nie uzyskasz tej siły, któraby ci tyle dobrego czynić dozwoliła? — zapytał.
— A w mojem kółku nie mogęż ja się przydać na co? — zapytała cicho królewna.
— Ty, moja święta, jedyna! — począł rozrzewniony Leszczyński. — Nie wiem, czyby się znalazła druga, któraby z taką rezygnacją najświetniejszego się losu wyrzekła i zepchnięta z pierwszego tronu w świecie uśmiechała się uradowana! Bóg cię ubłogosławił!
— Tyś mnie sam nauczył, — odparła córka — że żadna wielkość szczęścia nie daje. Wierz mi, czuję tylko jedno, że swobodniej oddycham, jakby wielki ciężar spadł z bark moich. Czekajmy tego doktora, może mi przynieść wyzwolenie.