Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w ręce wasze dostanie, ja tu wiem jeden, gdzie skarby zakopane są i stary miód schowany w gnojowisku. Nie pokażę nikomu tylko miłości waszej.
Czombrowi, który się między gromadami włóczył, więcej przypadł do Smaku Przemko: poszedł do niego, na służbę się zalecając.
— A tyś tu czem był? — spytał młody.
— Nas tu w początku było aż dwu — rozśmiał się Czomber — jeden mądry drugi głupi — teraz jeden został. Do wszystkiego jestem zdatny, nawet gdyby i kneziem wybrali, gorszym od innych nie będę. Tymczasem, choćby gdzie i przy koniach, to się zdam.
Przemko się odwrócił od niego, Czomber czapkę poprawił, za pas ręce założył i stanął pomiędzy starszyzną.
Pod noc obaj kneziowie wybrali się precz napowrót, widząc, że niewiele tu zrobią, a ludzi zyskać będzie trudno.
Chcieli tylko wyjechać razem, aby pozostały nie szkodził temu, którego nie było.
Zbliżyli się więc do siebie, na konie siedli i jechali z gródka o mroku, po drodze jeden drugiemu smak odejmując od panowania.
— Lepiej uczynisz, gdy na swojem siedzieć będziesz — rzekł Leszek — ludzie popsuci są i poszaleli od tego, że im się tamtego zrzucić udało.
— I sobie toż samo radź — dodał Przemko, a naj-