Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mirek, na gródku Leszków siedząc, choć we wszystko opływał, choć mu się wiodło szczęśliwie i miłość miał wielką u ludzi, chodził smutny i stękał.
Ludzie się śmieli z niego, że mu się ptasiego mleka chciało; on tęsknił za Lublaną. Daremnie po całej ziemi biegali gońce, szukając jej. Niektórzy z nich przynosili ladajakie baśnie, a te się nie sprawdzały; inni przyznawali się ze wstydem, że nic się nigdzie dowiedzieć nie mogli: jak w wodę wpadła.
Czapla dziwował się Mirkowi i gniewał już na niego, iż tak uparcie przy swojem stał, chcąc to właśnie mieć, czego może na świecie już nie było.
Bohobor przestrzegał, aby młodości nie marnować, a gniazdo słać póki wiosna, bo potem nie czas będzie.
Mirek słuchał, zwłóczył, odkładał i od obu uciekał w lasy.