Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mirek stał pomieszany; zaczynał myśleć, iż Ryżec lepiej to mógł czuć od niego.
— Ojcze miły — przerwał — jej-że trudno do was, bo czuje, że tu jej Leszek szukać będzie!
— Ja-bym ją wiedział gdzie skryć — rzekł Ryżec, a ona-by się nie lękała. Ale to czary jakieś! Upiorem wstała! Rusa ją może wyciągnęła z topieli i puściła w świat z cudzą duszą, ludziom na strach — mnie na zgubę. — Gdyby ona była, już-bym ją widział!
Szli powoli ze zgliszcza ku zagrodzie; Ryżec z czołem namarszczonem wlókł się drżący.
— Mogiły jej nie nasypali, obiaty nie postawili, tryzny nie sprawili, choć jej należała, kiedy ona u mnie była jedyną, nie dziw, że wyszła nazad na świat z wody i ludzi niepokoi.
Mirek, blady, już nie wiedział co na to rzec, gdy w zagrodzie krzyk niewiast posłyszeli, i nagle ze drzwi wybiegły dziewki i baby przerażone, w podwórka, do szop, za płoty uciekając.
W progu chaty stała postać w bieli, na którą spojrzawszy Ryżec, krzyknął.
Podbiegł parę kroków i strach go zdjął, Mirek, odważniejszy, puścił się, poznawszy Lublanę, ku chacie.
Nieruchomie stała w progu dziewczyna, lecz w istocie ojciec mógł zapytać, patrząc na nią: ona to była czy Upiór, co przywdział jej ciało? Zmie-