Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Lublana T. 1.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mało kto ona i jaka? — odpowiedział stary — dość że my wszyscy poczuli, iż ona nie z siebie mówi. Srom nam uczyniła, bo czuła i widziała to, czego my nie widzieliśmy.
— Będzie i ona na wiecu! — dodał Zegrzda — zobaczycie ją i posłyszycie.
Czapla stał tak zdumiony i zawstydzony, że do słowa nie mógł przyjść.
— Miłościwi moi — rzekł wkońcu — jak trzech powie pijany jesteś, trzeba iść spać. Cóż ja będę przeciwko wam dowodził, abym się pijanym zdał, choć może trzeźwiejszy jestem niż drudzy? Kiedy taka dola na nas przyszła, aby nam kądziel panowała — zatknijmy na żerdź podwikę i idźmy z nią do boju!
Leszka ja nie miłuję pewnie, ani go chcę mieć nad sobą; ale który Leszkiem zostanie, taki sam będzie, a nowy chodak tyle, że gorzej ciśnie.
— Przybywajcie na wiec, nie czekając wici — dodał Bohobór — tam się obradzi wszystko. My prosto ruszym na Czemielowe Horodyszcze i położymy się obozem na niem, czekając na drugich. — Przybywajcie!
Czapla się zbliżył do mówiącego i rzekł mu na ucho:
— Co obradzicie, posłucham, bo juści do gromady należę, a radzić i dziewki tam słuchać nie będę!
— I z rodu i z wieku do ziemian starszych na-