Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Litwa za Witolda.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
117
1399.

Widzieliśmy już nieraz w ciągu poprzedzających dziejów, czém była Żmudź, teraz Zakonowi ustąpiona; odznaczały ją: silne przywiązanie do wiary, uczucie i zamiłowanie swojego bytu niezależnego; już siła ludu, już samo położenie wśród rzek i lasów, czyniły ją niedostępną i trudną do zdobycia dla Zakonu. Napadana, niszczona, wytrzymywała najazdy, i oddawała je mściwie; — chrzest jeszcze tu był nie doszedł. Zakon otrzymawszy kraj ten od Witolda, postanowił opanować, co nie było łatwém, gdyż dotąd imieniem wielekroć będąc jéj Panem, nigdy do posiadania rzeczywistego przyjść nie mógł.
Trochę gości zagranicznych, mianowicie Francuzów, skłaniali do wyprawy: zima tylko niepomyślna wstrzymywała pochód.
W początku Lutego, W. Marszałek Zakonu Werner von Tettingen z gośćmi, wpadł ku Miednikom, które przymierzem zajęte nie były. W tymże czasie wojsko Inflantskie wtargnęło w północną część Żmudzi, a lud zebrany wyszedł przeciwko niemu. Marszałek plondrował dni cztéry bez oporu, ogniem i mieczem kraj niszczył, wziął dziewięciu set jeńców i szybko z niemi ustąpił.
Gdy Inflantczycy téż po dziesięciodniowém pustoszeniu z tysiącem jeńców i pięciu set końmi zrabowanemi cofali się, Żmudzini obrócili się na oddział Pruski, który śpiesznie granice przeszedł, nim napadnięty został.
Takiemi to wyprawy, rzezi i mordów pełnemi, Zakon dopełniał ślubu walczenia z pogany! Żmudź pogańska, z któréj chrztem się ociągał zdawna, potrzebna mu była jak źwierzyniec dla krwawych łowów. W lecie wyszli znowu Prussacy plądrować dni jedénaście; ale ludzie uszli wcze-