Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wet pod niebytność tych pań nic tu zaniedbanem nie było. Podwórce, ogrody, cieplarnie, park utrzymywano wielkim kosztem nadzwyczaj troskliwie.
W pokojach każdego czasu przybywająca Zawierska znajdowała wszystko gotowem na jej przyjęcie. Naturalnie, służba też liczna utrzymywaną być musiała dla tego porządku, co niemało kosztowało.
Pruszczyc — jak się zdaje — do ostatniej godziny łudził się tem, iż interesa cudowną jakąś operacyą podźwignąć potrafi. Taił on jaknajstaranniej stan istotny interesów od śmierci Zawierskiego poczynając, całą baczność zwracał na to, aby nigdy na niczem nie zbywało paniom: oszczędzał im troski — i śmierć nagła schwyciła go, gdy może najbardziej się powikłały interesa, a on najokrutniej gryzł się niemi.
Wiadomość o tem, po śmierci Pruszczyca — jak piorun spadła na biedną Zawierską, która tylko kochać i płakać umiała. Likwidacya była tak niespodzianą, iż w początkach jej uwierzyć nie chciano.
Rażona tem Zawierska naprzód położyła się do łóżka i odchorowała cios ten okrutny. Ona sama nie czuła się nim dotkniętą — ale — Misia! jej ukochane, jej jedyne dziecko!
Napróżno Michalina, na której wrażenie słabe uczyniła katastrofa — starała się matce wytłóma-