Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przysiadłszy w łóżku babuni, wyszeptała jej wszystko, co przyniósł hrabia Antoni.
Wspomnienia babci z dawnych czasów, jej znajomość ludzi i obyczajów — dla staruszki historyą Horpińskiego czyniły całkiem prawdopodobną. Nie wierzyła jej Zawierska: ona, przeciwnie, domysł znajdowała bardzo trafnym. O starym Nitosławskim słyszała dawniej wiele i wyobrażenie, jakie o nim miała — godziło się z postępowaniem, które mu przypisywano. Człowiek znany z charakteru szlachetnego, czując obowiązek, mógł bardzo starać się biednemu sierocie życie zapewnić znośne i zatrzeć nieszczęśliwe pochodzenie.
— To wszystko bardzo być może — mówiła staruszka — ale ze strony p. Wacława znajduję to wcale niewłaściwem, że takie domysły, nie mając pewności żadnej, rozgłasza — wiedząc, iż one komuś szkodzić mogą.
Bądź pewna, moja droga — dokończyła — że jeśli nieboszczyk chciał ukryć swój błąd i ślad pochodzenia tego dziecka swego, uczynił to tak, iż nikt nie potrafi odsłonić, co on tajemnicą okrył. Horpiński musi mieć papiery swe, szlachectwo i wszystko w porządku.
Dwie panie długo o tem rozmawiały, postanowiwszy Misi wcale nie mówić — o niczem.
— Nie powinnyśmy wiedzieć o tem — dodała