Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla takiej istoty, jak moja Misia, dobrać parę stosowną! a tymczasem lata biegną, trwoga ogarnia.
— O co? P. Michalina jest przy pani szczęśliwą i te lata swobodne będą dla niej pewnie najmilszem życia wspomnieniem. Na cóż je skracać?
Zawierska zadumała się, nie chciała może wyspowiadać się z całą szczerością.
— Więc Nitosławski nie jest wcale tym ideałem — rzekła — o jakim marzyliśmy?
— Daje doskonałe diners fins: to niewątpliwa; konie jego wyścigowe „Meteor“ i „Azalia“ zyskały sławę na nie jednym turfie; on sam w trybunie Jockey-Clubu, przy stole, w salonie składającym się z nicości, gra rolę wcale piękną: ale to jest klejnot wielce podejrzanej wartości, dla prawdziwych znawców — brylant może, lecz oszlifowany z dyamentu du Cap.
Mówiąc to, Horpiński, zwykle łagodny, przybrał wyraz jakiś namiętny, rozgorączkował się nieco. W tej chwili powróciła p. Michalina, a matka rękę mu ścisnęła, dając znak, aby zamilkł. Wstał Sylwan, chcąc się żegnać, gdy Misia zaprosiła go do blizkiej pracowni swojej, aby się poradzić — mówiła żartobliwie — o zieloność lasu, który malować zaczynała. Śmiejąc się, poszli razem do atelier.
— Dwa razy w życiu — odezwała się, na próg wstępując, Misia — widziałam pana tak nieli-