Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milczeniu, ale widzę, żeś pan smutny i podrażniony, a przyjaciołom się nie zwierzasz i nie pozwalasz, by się z nim podzielili jego — cierpieniem.... bo pan cierpisz!
Horpiński podniósł oczy na nią.
— Tak jest — odparł spokojnie — cierpię, lecz przywykłem do tego. Od kolebki jest to mój stan normalny, a to, co mnie dotyka, jest takiej natury, że współczucie nawet nie przyniosłoby mi ulgi.
Z obawy, aby się nie zwróciła Misia z nowem pytaniem do niego, Sylwan odezwał się z wesołością nadrobioną.
— A! chciałem oddawna panią zapytać, jak się nowa znajomość — Nitosławski podoba?
P. Michalina minkę zrobiła dziwną, spuściła oczy, zadumała się, pomyślała i — rzekła:
— Powiem panu prawdę — więcej się spodziewałam po nim, z tego, co nasz poczciwy Pruszczyc mówił. P. Nitosławskiemu nic zarzucić nie można, jako pięknemu meblowi w salonie — ale jako człowiek, nie wiem czy wychodzi nad przyzwoitość i pospolitą mierność; ani źle, ani dobrze o nim powiedzieć nie można. Jest jak wszyscy.
Złośliwie uśmiechał się, słuchając, Sylwan.
— Sąd pani bardzo względny jest i szczery — odparł — ale według mnie zanadto pobłażliwy. Nitosławski ma wszystkie wady arystokracyi, nie posiadając prawa należenia do niej, i wszystkie