Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem Zawierska na uboczu zwierzała się baronowi ze wszystkich trosk, z położenia, z obaw o przyszłość.
Baron dodawał jej męztwa — starał się natchnąć nadzieją najlepszą, ofiarował usługi — zachęcał, aby przybyły do Wiednia dla doktorów i rozrywki.
Nazajutrz kilka osób z sąsiedztwa zaproszono na obiad, między innemi i naszego Wierzbiętę — starano się przyjmować i zabawiać, aby dłużej tu zatrzymać Excellencyą. Baron się doskonale bawił: najpierw, że miał sobie za obowiązek okazywać to przez grzeczność, powtóre, iż mu się dosyć tu podobało wszystko, a szczególniej panna Michalina.
Kochał on Fredka, znał jego słabość, szukał mu kobiety, któraby go poprowadzić mogła, nie czyniąc męczennikiem — i Misia wydała mu się jakby stworzoną na idealną żonę dla syna.
Nie potrzebujemy mówić nawet, że Fredek się zakochał pierwszego wieczora; należało to do jego obyczaju, rozmiłowywał się niezmiernie łatwo, ale też zapominał prędko. Serce miał bawełniane.
Pierwszego wieczora też p. Zawierska, spoglądając na Michalinę przy Alfredzie stojącą, westchnęła, myśląc jakaby to była para cudowna;