Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówił sobie, iż możeby — metryka ślubu znaleźć się mogła i małżeństwo potajemne udowodnić.
Napomknął z lekka przyjacielowi, który pogardliwie się rozśmiał.
— Po latach kilkudziesięciu, gdy rodzina pracowała nad tem, aby zatrzeć wszelki ślad, zniszczyć dowody, gdy ani pieniędzy na to, ani starań nie żałowano, — ludzie, co byli świadkami pomarli — pamięć znikła — chcieć dochodzić nanowo... byłoby nietylko próżnem, ale śmiesznem!!
Wierzbięta zamilkł...
Niemogąc nakłonić do odwiedzenia Zaborowa, a chcąc zapobiedz, aby się samotnością w Rusinowym Dworze nie zabijał przyjaciel, pracował nad nim póty Wojtek, aż go skłonił do odbycia podróży za granicę.
Razem niegdyś zwiedzali Włochy.
— Pokłonisz się im odemnie — wołał Wojtek w uniesieniu wspomnieniami młodości wywołanem. — Mnie samego Terenia nie puści, a jechać z nią, z Emilcią, z Docią — ani myśleć. Jedź więc choć ty i pisz mi dziennik podróży; będę się nim napawał.
— Zdrajco! — odparł smutnie Horpiński — chcesz abym się nanowo rozmiłował w tem, czego się wyrzec postanowiłem.
— Bo nie widzę konieczności wyrzekania się.